Recenzja
Tytuł: „Lovebirds. Na zawsze”
Autor: Magdalena Winnicka
Współpraca: Wydawnictwo Natios
Premiera: 15 listopada
Na „Lovebirds. Na
zawsze” nie musieliśmy długo czekać, bo raptem kilka tygodni. Nie wiem jak Wam,
ale mi ten czas dłużył się niemiłosiernie. Tak bardzo chciałam poznać dalsze losy
Connora i Kate, że jak tylko książka wpadła w moje ręce wszystko inne zeszło na
drugi plan. Nic nie mogło mnie powstrzymać przed przeczytaniem tej książki.
Connor walczy sam
ze sobą, między poczuciem obowiązku i lojalnością wobec przyjaciół a zmieniającymi
się uczuciami do Kate, która z kolei zaciekle walczy o jego miłość. Nie tą którą darzył
małego Kajtka, ale taką jaką powinien darzyć Catherine, kobietę z krwi i kości
a nie małą dziewczynkę. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego, że do tej pory
znała Connora w okrojonej wersji, przeznaczonej dla małych i grzecznych
dziewczynek. Nie wie zbyt wiele o jego życiu i przeszłości. Czy oboje poradzą
sobie z nową sytuacją? Czy uczucie będzie na tyle silne aby zmierzyć się
zarówno z nowymi realiami jak i rodzicami Kate? Jaki udział w tej sytuacji
będzie miał Mike?
Historia bohaterów
jest zarówno trudna jak i urzekająca, słodka i gorzka. W trakcie lektury,
możemy bardziej poznać Connora, jego przeszłość i rodzinę. To co zrobiło na
mnie największe wrażenie to uczucie łączące jego i Kate, ale również to jak
autorce udało się uchwycić różnice między nimi. Dojrzały, świadomy mężczyzna,
znający swoje potrzeby a z drugiej strony dziewczyna, która dopiero wkracza w
dorosłość, która nie zna swojej seksualności, swoich pragnień oprócz tego
jednego – mieć Connora i być dla niego wszystkim. Docierali się powoli,
poznawali pragnienia i potrzeby zarówno swoje jak partnera. Efekt wyszedł znakomicie.
W szczególności podobało mi się to jak Kate pokonywała własne bariery,
przełamywała lody, oswajała się nawet ze swoim ciałem i mierzyła z wlasnym wstydem. Świetnie
zestawiona została różnica między Amerykanami a Polakami, a dokładnie mentalnością
jaką mamy przez wzgląd na nasze tradycje czy wychowanie. To co na Florydzie
jest zwyczajne, normalne (pomijam zwyczaje szalonej rodzinki Connora, -
którą wierzcie mi zechcecie poznać :D), u nas często jest nie do pomyślenia, a wręcz trudne do ogarnięcia ludzkiemu rozumowi.
Uwielbiam pióro
autorki, a „Gołąbeczki” są po prostu majstersztykiem. Zawierają w sobie tak
wiele emocji, które poruszają w czytelniku czułe strony. To jak bohaterom
trudno się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Choć znają się od lat, darzą się
najpiekniekszym z możliwych uczuć to teraz stają nie tylko przed nową dla siebie
sytuacją, ale muszą zmierzyć się z otoczeniem, które nie zawsze będzie dla nich życzliwe. Czy ich uczucie będzie na tyle silne, aby pokonać przeciwności oraz
osoby, które nie będą przychylne ich relacji?
Ta dylogia zdobyła
moje serce i już znalazła się w śród moich ulubionych. Fenomenalna fabuła, trudne
kwestie wychowania, okraszone pożądaniem i namiętnością, ale przede wszystkim cudownym, nie zważającym na nic uczuciem. Zakochałam się w niej. Z pewnością do niej wrócę i to nie raz, bo nie da się o niej zapomnieć. Po jej
przeczytaniu nie da się odłożyć zwyczajnie na półkę jako jedną z wielu. O nie.
Ona zagości na półce z tytułem „PEREŁKI”. Droga Autorko chcę więcej takich
treści 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz do mnie :)